Recenzja „Lodu” z serii „Miłość, Śmierć i Roboty”
Drugi odcinek drugiego sezonu „Miłości, Śmierci i Robotów” zdecydowanie wybija się wszystkim na tle pozostałych epizodów. Piękna i oryginalna kreska idealnie pasuje do całej historii, a do tego jego tematyka jest wyraźnie inna od pozostałych opowieści. Jednak niestety nie jest aż tak wciągający, jak niektórzy jego bracia, a przez to nie można nazwać go najlepszym z dostępnych w drugim sezonie odcinków.
Naszym głównym bohaterem jest szesnastoletni chłopak, którego poznajemy w czasie, kiedy podsłuchuje pod drzwiami rozmowy swoich domowników. Jest wyrzutkiem, zwykłym nastolatkiem, w czasie kiedy inne dzieciaki są specjalnie modyfikowane, prawdopodobnie po to, żeby lepiej żyło im się na skutej lodem i niebezpiecznej planecie. Chłopak prosi młodszego brata, aby ten zabrał go ze sobą na nocne spotkanie z tajemniczymi i intrygującymi znajomymi. Razem wybierają się, żeby oglądać wieloryby, które na co dzień żyją w skutym lodem oceanie. Nastolatek musi udowodnić całej grupie, że nie odstaje od nich na tyle mocno, na ile może im się wydawać. Fabuła w miarę prosta, ale oparta na niezwykłych realiach przerażającej planety, a w tle pojawia się silny narkotyk, który często przewija się w animacji.
Kreska jest tu fenomenalna. Idealnie pasuje do surowej i niebezpiecznej planety, doskonale dobrane kolory podpowiadają nam dokładnie, jaki nastrój i emocje towarzyszą naszemu głównemu bohaterowi. Do tego dochodzi motyw niekoniecznie związany z zawartymi w tytule miłością, śmiercią czy robotami, przez co cały epizod staje się jeszcze ciekawszy. Zakończenie jest w pewien sposób zaskakujące, ale mogło dać nam więcej, chociaż doskonale pasuje do poruszanego tematu niedopasowania, samotności i inności, a ostatecznie swego rodzaju akceptacji, czy raczej wykazaniu się swoimi umiejętnościami i determinacją.
Ten odcinek wpisuje się bardzo dobrze w cały klimat „Miłości, Śmierci i Robotów” i nie pozostawia po sobie niedosytu. To zamknięta historia, ale raczej nie będę do niej wracać. Jest bardzo ładna, ale nie zachwyca, może właśnie dlatego, że jest prosta i każdy czuje podskórnie, jak będzie wyglądało zakończenie. Dlatego zamiast zaskoczenia, pojawia się raczej ciche „aha”, co jednak nie odbiera mu zbyt dużo uroku, dlatego w moim osobistym rankingu znajduje się dość wysoko, jeśli chodzi o drugi sezon, ale o podium całego serialu nie tylko nie ma szans się otrzeć, ale nie znajdzie się na pewno w pierwszej piętnastce.
To doskonały odcinek, jeśli mamy ochotę na obejrzenie ładnego, klimatycznego i krótkiego opowiadania, ale nie skłania raczej do głębszych refleksji, przez co bardzo łatwo o nim zapomnieć. Tyle dobrze, że wieloryby robią naprawdę dobre wrażenie, bo możemy się o nie zaczepić, kiedy staramy się sobie przypomnieć, czego on dotyczył. Nie żałuję obejrzenia, ale na pewno nie było to nic odkrywczego ani specjalnie porywającego.